Kiedy inni silą się na efekciarstwo mające zagwarantować krajowy lub zagraniczny sukces, oni konsekwentnie trzymają się drogi, jaką obrali na samym początku. Kroczą nią własnym, niespiesznym tempem. Rezultat? Zamiast pstrokatej, muzycznej wydmuszki skrojonej pod trendy, której blask za rok czy dwa zniknie, Oxford Drama – zespół ciągle młody scenicznym stażem i wiekiem swoich założycieli – stworzył styl trudny do pomylenia, na którego podstawie buduje jedną z najbardziej wartościowych dyskografii w polskiej muzyce ostatnich dekad.
W przeciwieństwie do wspomnianej wydmuszki, brzmienie duetu od chwili debiutu wypełnione jest po brzegi ambitną i uniwersalną warstwą liryczną, w której – bez krzty banału i infantylności – każdy ma szansę odnaleźć cząstkę siebie. Po dwóch świetnie przyjętych płytach – „In Awe” z 2015 i „Songs” z 2018 roku – przyszła pora na napisanie kolejnego rozdziału w historii wrocławskiej formacji. Trzeci długogrający album w dorobku Oxford Drama nosi tytuł „What’s The Deal With Time?”.
Momentami najnowsza płyta Oxford Drama jest jak pełne zrozumienia przyjacielskie poklepanie po plecach. Innym razem jest niczym głęboka, słodko-gorzka rozmowa, której efektem jest osiągnięcie konsensusu nawet jeśli dotyczy on rzeczy trudnych. „What’s The Deal With Time?” to album, nad którym unosi się jakaś nienazwana jeszcze filozofia slow indie albo comfort music, która niczego od nikogo nie oczekuje i nie wymaga, za to daje poczucie swobody i akceptacji, a może nawet oczyszczenia. Praca, jaką Gosia Dryjańska i Marcin Mrówka wykonali przy swojej trzeciej płycie, ma wymiar niemal terapeutyczny. To muzyka, która dobrowolnie chce zdjąć z barków słuchacza trapiące go rozterki. Nie ma potrzeby i powodu, by się przed tym bronić.